sobota, 7 listopada 2015

Rozdział pierwszy.

 Uwaga! Jeśli przeczytałeś ten rozdział, chciałabym prosić Cię o komentarz. Rozumiem, że nie zawsze jest na to czas, ale wystarczy jedno słowo, abym miała jakąkolwiek motywację do pisania dalej. Z góry bardzo dziękuję!


Pierwszą myślą jaka przyszła mi tego poniedziałkowego poranka była "kurwa". Dzisiaj oficjalnie zaczynam naukę w nowej szkole po naszej przeprowadzce z Liverpool'u do Birmingham. Owszem nie byłam jakoś zbyt uszczęśliwiona tym, że muszę zostawić wszystko co tam się wydarzyło za plecami, jednak jest we mnie jakaś iskierka zapału. Teraz mogę zacząć wszystko od początku. Nikt mnie nie zna, mam teraz tak wiele możliwości. Może właśnie tu codzienna rutyna zmieni się w coś dobrego. Coś co będzie dawało mi energię do wstawania rano z łóżka, do chodzenia do szkoły, do znoszenia humorków nauczycieli, po prostu do życia.
Z drugiej strony cholernie boje się tego jak mnie tu przyjmą. Wszyscy stąd znają się już od roku i kilku miesięcy, o ile nie dłużej.
Co jeśli, żadne z nich nie będzie chciało poznać się z "nową"?

Teraz jak poparzona skakałam po pokoju próbując wcisnąć się w swoje ulubione spodnie. Koniecznie muszę pomyśleć o jakiejś diecie. Ostatnio moja waga ciągle rośnie i maleje. Kompletnie nie wiem o co w tym chodzi.
Trzeba było uważać na biologii, idiotko.

 Kiedy już udało mi się zapiąć zerknęłam ostatni raz w lustro i wybiegłam z pokoju. W trybie natychmiastowym znalazłam się na dole.
-Mark, co to ma znaczyć, że nie dasz rady ich zawieźć?!- krzyknęła z kuchni moja mama.
Nie przejmując się tym popędziłam do drzwi i założyłam buty.
-Dziewczyny przykro mi, Mark nie da rady wrócić. Musicie iść same.- oznajmiła kobieta.
Spojrzałyśmy na siebie razem z z Miley, która siedziała przy stole i już jadła śniadanie, po czym zerwałyśmy się z miejsca po drodze zabierając swoje torby. Otworzyłam drzwi nie przejmując się tym, że prawdopodobnie Miley dostanie nimi w głowę. Przydałoby się jej.
Wybiegłam z terenu naszego domu i skręciłam w prawo mając nadzieję, że właśnie tą drogę pokazywał nam Mark. Od razu zrozumiałam, że coś jest nie tak. Odwróciłam się za siebie i przeklnęłam pod nosem. Moja siostra była już pół kilometra od domu.
Zdezorientowana obejrzałam się. Zobaczyłam otwartą furtkę na działkę sąsiadów z naprzeciwka. Niewiele myśląc ruszyłam w tamtą stronę. Przeszłam przez bramkę i czym prędzej biegłam przed siebie. Minęłam duży dom i wbiegłam do ogrodu, jednak po chwili tego pożałowałam ponieważ zostałam oblana wodą. Mentalnie kopnęłam się w twarz. Jak mogłam zapomnieć o spryskiwaczach?
Kiedy znalazłam się przy siatce złapałam się jak najwyżej mogłam i zaczęłam stawiać stopy coraz wyżej. Gdy już byłam po drugiej stronie jednym ruchem poprawiłam swoją koszulkę. Zza rogu wyłoniła się moja siostra patrząc na mnie z niedowierzaniem. Posłałam jej jeden z moich najbardziej fałszywych uśmieszków i znowu zaczęłam swój bieg. Zadyszana mijałam kolejne przecznice gdy w końcu zobaczyłam potężny budynek jakim była szkoła. Spojrzałam na zegarek na swoim nadgarstku. 9:02 a.m. Nie jest tak źle, może jeszcze nauczyciel nie zdołał wejść do klasy.
Popchnęłam szklane drzwi dostając się do budynku. Zaczęłam szybko przemieszczać się do przodu szukając sali "46".
Zrobiło mi się gorąco gdy spostrzegłam, że przed poszukiwaną klasą nie ma żywej duszy. Podeszłam do drzwi i kilkakrotnie zapukałam uchylając je.
Od razu spotkałam się z surowym wzrokiem nauczycielki. Weszłam do środka. Oczy wszystkich uczniów znalazły się na mnie. Czułam jak moje policzki się czerwienią.
-W czym mogę pomóc?- odezwała się starsza kobieta zerkając na mnie spod swoich okularów.
Momentalnie się otrząsnęłam.
-Dzień dobry, ja jestem tu nowa. Bardzo przepraszam za spóźnienie, to już się więcej nie powtórzy.- powiedziałam jednym tchem.
-Siadaj kochanie.- uśmiechnęła się, a mi spadł kamień z serca. Gdybym już pierwszego dnia została ośmieszona, to chyba znowu zmieniłabym szkołę.
Rozejrzałam się po klasie i zadowolona zobaczyłam, że ostatnia ławka jest wolna. Ruszyłam w jej stronę.
Czułam jak oczy innych wypalają mi dziurę w twarzy. Speszona spuściłam głowę i w końcu zajęłam swoje miejsce wyciągając zeszyt oraz długopis.

---

Nie sposób wyrazić szczęścia jakie poczułam kiedy tylko usłyszałam dzwonek. Przez czterdzieści minut byłam zmuszona do ignorowania irytujących spojrzeń członków mojej nowej klasy. Nie mogłam nawet skupić się na lekcji, a przecież gdy wrócę do domu z jedynką z kartkówki "wszyscy się na mnie gapili" nie będzie dobrą wymówką.
Niemal wypadłam z pomieszczenia i od razu skierowałam się do sekretariatu po odbiór jakiś tam papierów dla rodziców i upragnionego kluczyka do szafki.
Na szczęście nie zajęło mi to dużo czasu i już po chwili trzymałam w ręce kluczyk do szafki "34".
-Dziewczyno, twoje nogi!- słyszę za sobą pisk. Niechętnie odwracam się i mój wzrok spotyka się z wzrokiem wysokiej brunetki. Piwne oczy dziewczyny są lekko rozszerzone.
-Moje nogi? - unoszę brwi ze zdziwienia.
-To przecież istne bóstwo! - krzyknęła wyrzucając ręce w powietrze, co oczywiście nie uszło uwadze połowie szkoły znajdującej się właśnie na pierwszym piętrze
Super. 
Wzdycham patrząc na nią z lekkim zażenowaniem. Czekam aż przestanie się na mnie gapić. Trwa to już około minuty i o minutę za długo.
-Jestem Clave.- przerywam w końcu niezręczną (przynajmniej dla mnie) ciszę.
-Stella.- otrząsa się i posyła mi uśmiech.- Jesteś tutaj nowa, prawda?
-Prawda.- kiwam głową.
-Chodź, gdzie masz kolejną lekcję? - pyta ciągnąc mnie za nadgarstek.
-Historia, sala sto trzydzieści osiem.- zerkam na plan w wolnej ręce.
-Oh, to świetnie! W końcu nie będę musiała się nudzić! - uśmiecha się szeroko wciągając mnie na schody.
Wchodzimy do otwartego pomieszczenia. Stella prowadzi mnie do trzeciej ławki i wskazuje ręką żebym usiadła. Wykonuje jej polecenie i zaraz wyciągam książki z zamiarem przygotowania się do zajęć. Otwieram podręcznik, jednak moją uwagę przykuwają hałasy wydawane z drugiego końca sali. Odwracam głowę i widzę grupę ludzi w moim wieku. Śmieją się głośno, krzyczą, siadają na ławkach.
W sumie to wstyd mi za swój rocznik.
Nagle jeden z nich znajduje się przy nas. Brązowe loczki, zielone oczy i dołeczki ukazane przez jego uśmiech.
-I co, Parker? Jak tam moja praca domowa? - zwraca się do Stella'i.
-Ile razy mam ci powtarzać, nie będę odrabiała za Ciebie lekcji, Harry. - wzdycha dziewczyna.
Wyraz twarzy tego całego "Harry'ego" zmienia się momentalnie. Wielki uśmiech już nie zdobi jego twarzy. Zaciska zęby i patrzy na dziewczynę jakby chciał ją co najmniej uderzyć.
Błagam, żeby tylko nie był damskim bokserem, błagam, żeby tylko nie był damskim bokserem...
-Dobra klaso, zajmijcie swoje miejsca.- sytuację ratuje nauczyciel, który właśnie wszedł do klasy.
W duchu mam ochotę go za to ucałować.
-Jeszcze z tobą nie skończyłem, Stella. A ty - zwrócił się do mnie - możesz podziękować koleżance za koniec swojego życia towarzyskiego.

---------------------------------------------------------------------------
Więc, część! Pierwszy rozdział może nie jest jakiś bardzo ciekawy, ale mam nadzieję, że nie zrezygnujecie z czytania o dalszych losach Clave. Mam całkiem ciekawy pomysł na to ff i myślę, że nie zniszczę tego swoim lenistwem.
Nie mam co za dużo opowiadać, więc do następnego!


piątek, 23 października 2015

Prolog.

How many nights does it take to count the stars?

-Powiedz, że mnie potrzebujesz.

 That's the time it would take to fix my heart.

-Powiedz, że jeszcze nie jest za późno.

 Oh, baby, I was there for you.

-Po prostu powiedz, że mnie kochasz.

 All I ever wanted was the truth, yeah, yeah.

-Wciąż jestem tu dla ciebie.

 How many nights have you wished someone would stay?

-Obiecaj, że zostaniesz.

 Lay awake only hoping they're okay.

-Nigdy nie przypuszczałam, że nawet ty się ode mnie odwrócisz.

I never counted all of mine.

-Jesteś wszystkim czego chcę.

If I tried, I know it would feel like infinity.